niedziela, 2 marca 2014

6. Sen

Narcize leżała na łóżku, a bębniący o szybę za jej uchem deszcz, nie pozwalał skupić się na wykonywanej od wielu godzin czynności. Pewnie nawet współczułaby Gryfonom biorącym udział w dzisiejszym treningu Quidditcha, gdyby nie spędziła całego dnia na wertowaniu ksiąg, przyniesionych poprzedniego dnia z biblioteki. Miała wrażenie, że jej głowa jest już tak ciężka od nabytych informacji, że za moment upadnie z hukiem na podłogę sypialni. Dziewczyna była jednocześnie zmęczona, jak i poirytowana, gdyż całą sobotę spędziła na szukaniu czegoś, co dotyczyłoby Cassandry, a nie znalazła nawet wzmianek o tej tajemniczej kobiecie, siedzącej od kilkunastu dni w jej głowie. Teraz żałowała nawet, że Parvati i Lavender nie odwracają jej uwagi przyjemniejszymi rzeczami, tak jak to robiły zaraz po obiedzie, na który Kopljar się nie udała – zdecydowanie wolała słuchać o paskudnej opasce, którą Milicenta Bulstrode założyła na posiłek w Wielkiej Sali, niż czytać o Cassarah Locke, wynalazczyni Wywaru Żywej Śmierci. W końcu, kiedy podświadomość wmówiła jej, że zbyt dużo wiedzy, której się nie przyswaja, a jedynie gromadzi gdzieś na półkach umysłu, może zacząć wylewać się uszami, zatrzasnęła opasły tom "Twórców zaklęć" i westchnęła ciężko, patrząc na zegarek. Zostało jej niemal dwadzieścia minut do szlabanu u profesora Foulke, czyli na tyle dużo, że spokojnie mogła dokończyć ciastka, kupione jeszcze pierwszego września, podczas podróży do Hogwartu. Usiadła na skraju łóżka, przesuwając książki na jedną kupkę i przyglądając się po raz kolejny każdej okładce, jakby mając nadzieję, że nagle pojawią się na nich litery, dające jej jakąś wskazówkę. Zamiast tego po raz kolejny usłyszała głos, tak nieoczekiwany, że niemal zakrztusiła się jedzoną przekąską.
Tu nie znajdziesz... 
– To gdfie? – zapytała odruchowo, dopiero teraz przełykając to, co miała w buzi. Tak naprawdę nie spodziewała się odpowiedzi, ale słysząc to samo zdanie już chyba trzeci raz tego dnia, nie była w stanie go zignorować. Mimo tego, i tym razem, nie doczekała się odpowiedzi. Jeszcze bardziej wściekła warknęła tylko pod nosem:
– Może jakaś wskazówka, ty debilny, wkurzający głosie...
Pokręciła głową, w nerwach przeczesując przed lustrem długie, brązowe włosy i zastanawiając, jak to możliwe, że skołtuniły się, mimo wielogodzinnego siedzenia niemalże bez ruchu. W międzyczasie zrobiło jej się strasznie zimno i w duchu przeklinała osobę, która gdzieś w pobliżu otworzyła okno. Paradoksalnie zaczęła się cieszyć na myśl o zbliżającym się szlabanie, który przynajmniej zmuszał ją do wyjścia z opuszczonego dormitorium, które teraz zaczęło ją przytłaczać. Przypomniała sobie, jak dwa lata wcześniej dementorzy krążyli w okolicach, zabierając nawet szczątkową pogodę ducha i teraz czuła się podobnie, co aż wymusiło na niej rozejrzenie się po pomieszczeniu. Niczego jednak nie zauważyła, chociaż gdzieś w zakamarkach jej umysłu czaił się niepokój, powodując irytujący ścisk w gardle. Skrzywiła się, skupiając na jakimś wyjątkowo splątanym kosmyku, a kiedy tylko uniosła wzrok z powrotem na lustrzane odbicie, wrzasnęła tak głośno, jakby ktoś nieoczekiwanie zaatakował ją Cruciatusem. Jedynym, co teraz przyciągało jej uwagę, były rozdrapane, ciemnobordowe wnęki, w miejscu, w którym powinny znajdować się jej tęczówki. Jakby ktoś w wyjątkowo brutalny sposób wyłupał oczy, mimo że wciąż wszystko widziała. Smugi krwi na policzkach wyglądały tak świeżo, że odruchowo uniosła dłoń, żeby jakoś zatamować nią krwawienie. Zamiast tego jednak, wolała zakryć przeraźliwie puste, ciemne oczodoły, bojąc się dłużej patrzeć w swoje zniekształcone odbicie lustrzane.
Spójrz tylko, pokażę ci siebie...chciałaś wskazówek, dostaniesz je... – słyszała szept wypowiedziany prosto do jej ucha, ale nawet nie próbowała sprawdzać czy tym razem ktoś obok niej stoi. Padła na kolana, kurczowo zakrywając twarz rękami. Jej serce waliło jak młotem i miała wrażenie, że lada moment wyskoczy z piersi, rozkruszając przy tym żebra. Wszystkie jej koszmary przebiegały przez świadomość dziewczyny, a ona nie chciała otwierać oczu, bojąc się, że to co zobaczy, będzie jeszcze gorsze.
– Narcize! Co się stało?! – usłyszała krzyk Hermiony, jak gdyby z innego pomieszczenia i nagle wszystko, cały niepokój i przerażenie jakie czuła, odeszło, jakby ktoś włączył światło w jej umyśle, przeganiając wszystkie strachy. Uniosła głowę, czując, że Gryfonka kuca przy niej. Spojrzała jeszcze przelotnie w lustro, z ulgą odnotowując, że wszystko z nią w porządku. Odetchnęła, myśląc szybko jak wyjść z twarzą z tej sytuacji.
– Merlinie, Hermiona... widziałaś to? – zapytała, głosem przepełnionym emocjami. Uniosła dłonie, jakby obejmując niewidzialnego arbuza. – Taki wielki pająk! Myślałam, że zejdę na zawał.
– Och... – wykrztusiła z początku dziewczyna, widocznie zbyt zaskoczona takim wyjaśnieniem. Była pewna, że stało się coś strasznego, w końcu usłyszała krzyk Narcize, siedząc w Pokoju Wspólnym. – To dobrze, że nic ci nie jest – odpowiedziała już bardziej sucho, prostując się, a za jej przykładem poszła i Kopljar. Uczucie niepokoju minęło jej bezpowrotnie, chociaż szybkie bicie serca zdradzało przerażenie, jakie jeszcze przed momentem czuła. Jakby miała koszmar, z którego nie mogła się obudzić, ale który teraz jest już tylko wspomnieniem.
– Tak czy siak, dzięki za pomoc – powiedziała udawanie lekkim głosem, a Granger nie mogła się nawet domyślać, jak bardzo Chorwatka jest jej wdzięczna. Jeszcze raz rzuciła szybkie spojrzenie w stronę swojego lustrzanego odbicia i westchnęła ciężko.
Oszalałam. Bez dwóch zdań jestem nienormalna. 
O ile sam ten wniosek nie robił już na niej żadnego wrażenia, o tyle sytuacja sprzed paru chwil była cokolwiek niepokojąca. Do tej pory musiała się martwić jedynie omamami słuchowymi, które, mimo że niezwykle ją irytowały, nie stanowiły większego zagrożenia dla jej zdrowia czy reputacji. Teraz zaczęła się za to zastanawiać czy to, co dzieje się obecnie, to prawdziwe zdarzenia, czy tylko wytwory jej chorej wyobraźni. Nie mogła zrozumieć dlaczego w ostatnich tygodniach przydarza jej się tyle paskudnych rzeczy. Czy nie zasłużyła na nic lepszego? Może musi jakoś zapracować na odwrócenie się losu? Nie miała tylko pojęcia co robi źle, a raczej co powinna robić inaczej. Teraz nie mogła się nad tym jednak dłużej zastanawiać, gdyż stała właśnie przed ciężkimi, drewnianymi drzwiami jednego z pomieszczeń w lochach. Przez myśl przeszło jej pytanie, czy każdy Ślizgon – były czy obecny – musi obowiązkowo urzędować w lochach, tak jakby od tego zależało jego życie.
Może nie potrafią się zaadaptować do egzystencji w większym skupisku mniej zniszczonych ludzi?
Doszła jednak do wniosku, że oszczędzi sobie zadawanie tego pytania swojemu nauczycielowi zaklęć, więc zapukała tylko mosiężną kołatką, o podniszczoną, ciemną powierzchnie i nie czekając na zaproszenie, otworzyła drzwi. Wbrew własnym oczekiwaniom nie zastała klaustrofobicznego pokoiku, przypominającego lekko powiększony schowek na miotły, ale przestronne pomieszczenie, najpewniej będące kiedyś opuszczoną klasą. Nierówne, jak w całych lochach, ściany nie były ozdobione niemal żadnym obrazem, a nieprzyjemne uczucie chłodu potęgowały proste, podniszczone regały ustawione wzdłuż trzech boków dość wysokiej sali. Zaledwie kilka pochodni oświetlało pomieszczenie, a spora wnęka w jednej ze ścian wyglądała, jakby zamurowano tam okno (które przecież nie miało prawa istnieć pod ziemią), potęgując jedynie nieprzyjemne wrażenie. Narcize nie mogła zrozumieć, jak ktoś mógłby z własnej woli przebywać tu dłużej niż kilka minut. Jej wzrok zatrzymał się na oszklonej gablocie z przedmiotami, które widziała pierwszy raz w życiu, a później prześlizgnął się na drzwi, otoczone kolejnymi półkami starych ksiąg. W końcu spojrzała na bruneta, jeszcze przed chwilą zajętego zapisywaniem pergaminu przy ciemnym biurku, zawalonym stertą różnego rodzaju papierów i – w odczuciu Narcize – nikomu niepotrzebnych śmieci.
– Dzień dobry – powiedziała, zamykając za sobą drzwi, podczas gdy chłód bijący z całych podziemi bardziej dał o sobie znać, wywołując gęsią skórkę na jej rękach. – Przytulnie tu – dodała tonem, przeczącym jej słowom.
– Czy kiedy już się nie spóźniasz, nie potrafisz przestrzegać jakichkolwiek zasad dobrego wychowania? – zapytał profesor Foulke, krzywiąc się nieznacznie.
Wzruszyła tylko ramionami, ostentacyjnie wzdychając.
– Przecież pukałam. Wyjść i poczekać aż mnie pan wpuści?
Nauczyciel przyglądał jej się przez dłuższą chwilę z mieszaniną pożałowania i lekkiego znudzenia, nie mówiąc ani słowa. W końcu zdecydował, że walka z wiatrakami nie miałaby większego sensu, więc przeszedł od razu do przedmiotu szlabanu.
– Znasz chorwacki, nieprawdaż? 
Dziewczyna uniosła brwi w wyrazie zdziwienia.
– No... tak, siłą rzeczy znam, a czemu...
– W takim razie dziś sobie popiszesz – przerwał jej Foulke, machając krótko różdżką. Jeden z dwóch foteli, których wcześniej nie zauważyła dosunął się do boku długiego biurka i Narcize, uznając, że to będzie miejsce jej pracy, usiadła czekając na dalsze instrukcje. – Przetłumaczysz tekst jednej z ksiąg z klątwami. Ma ponad pięć wieków, więc masz się z nią obchodzić ostrożnie do granic możliwości. Uszkodź ją w jakikolwiek sposób, albo celowo napisz tam jakąś głupotę, a uwierz mi, że bardzo tego pożałujesz – dokończył ciszej, jakby martwiąc się, że ktoś może usłyszeć jego słowa.
– Dopiero przyszłam, a pan już zaczyna od gróźb, nie dałoby się jakoś uprzejmie, żeby w miłej atmosferze spędzić ten czas? – zapytała z udawanym smutkiem, a widząc minę, skrzywioną jeszcze bardziej, niż po jej przyjściu, parsknęła śmiechem. – Dobra, żartuję, nie ma problemu, będę się z nią obchodzić jak z jajkiem i przetłumaczę wszystko jak trzeba. A przynajmniej się postaram, nie używam chorwackiego na co dzień, ale myślę, że dam radę...
– Tu masz pióro i atrament, tu czyste pergaminy – zaczął tłumaczyć, jak gdyby nie zauważył, że dziewczyna cokolwiek powiedziała. – Każdy numeruj i składaj w jedno miejsce – dokończył i sam wrócił do pisania, którym zajmował się przed przyjściem dziewczyny. Teraz to Narcize się skrzywiła. Nie lubiła kiedy ktoś tak bezczelnie ją ignorował. Jak na złość rozsiadła się wygodniej w fotelu, z opasłym tomiskiem na kolanach, wodząc tylko wzrokiem po pozłacanych literach na okładce. 
– To książka z biblioteki? – zapytała, jak gdyby nigdy nic, wciąż nie odrywając wzroku od tytułu.
Gavin westchnął ciężko, zastanawiając się, za jakie grzechy ściągnął na siebie towarzystwo tego irytującego dziewczęcia.
– Czy ta wiedza jest ci niezbędna do tego, żeby zacząć pracę?
– Tak – odpowiedziała, z pełnym przekonaniem i z rozbawieniem w oczach spojrzała na profesora Foulke.
– Nie, nie jest to książka z biblioteki.
– A nie mógł pan znaleźć takiej samej, tylko po angielsku?
– A nie sądzisz, że gdyby była taka możliwość, to nie skazywałbym się na spędzenie czasu w twojej obecności?
Prychnęła.
– Też mi kara, ja tam jestem zachwycona możliwością odbycia tego szlabanu – powiedziała z wyraźną ironią.
– Jeśli chcesz go przedłużyć do końca roku, to idziesz w bardzo dobrym kierunku – syknął, po raz kolejny wracając do pisania. Narcize uśmiechnęła się pod nosem, przewracając strony i pobieżnie czytając tekst, urozmaicony szkicami, najprawdopodobniej ilustrującymi efekty niektórych zaklęć. Przestała kartkować księgę dopiero, kiedy jej uwagę przykuł nieco makabryczny obrazek, przedstawiający ludzką głowę, z ust której wypełzały węże. Na tej samej stronie opisana była klątwa, sprawiająca, że wnętrzności osoby przeklętej, z czasem przemieniały się w gady, wypełzające z niej powoli, powodując tym samym zgon w potwornych męczarniach.
– Zaraz zwymiotuję – mruknęła dziewczyna, kiedy doczytała tekst do końca. – To zaklęcia czarnomagiczne?
Foulke przymknął oczy, zaciskając dłoń na trzymanym piórze i odetchnął głośno, zastanawiając się, czy zbywanie każdego pytania milczeniem, zaradzi jakoś napływowi kolejnych.
– Mam dla ciebie propozycję – zaczął tonem, którego używa się przy tłumaczeniu czegoś małym dzieciom. – Im szybciej zaczniesz robić to, co ci kazałem, tym szybciej stąd wyjdziesz, co ty na to?
– Bezsensu, co to za układ? Chciałam tylko wiedzieć czy zaklęcia, o których będę pisać są czarnomagiczne, to chyba jasne, że jestem ciekawa...
Foulke spojrzał w sufit, jakby mając nadzieję, że pojawi się tam nagle rozwiązanie jego problemów.
– Myślisz, że uciszenie ucznia zaklęciem to złamanie jakichś szkolnych praw? – zapytał z nutką jadu w głosie, wracając wzrokiem do dziewczyny.
– W tamtym roku Barty Crouch zamienił Malfoya we fretkę, to było całkiem zabawne. – Zaśmiała się cicho na wspomnienie tego wydarzenia, ale spoważniała zaraz, gdy doszło do niej, że przeciętny uczeń powiedziałby raczej, że to Alastor Moody rzucił zaklęcie na Ślizgona. Ona za to pamiętała Barty'ego jeszcze z wakacji, które spędziła przecież w domu.
Tyle obietnic o wzniesieniu ponad innych sługów... pustych obietnic, zakończonych pocałunkiem dementora...
Przez moment zrobiło jej się nawet żal Croucha Juniora, bo paradoksalnie była pełna podziwu dla jego poświęcenia. Była pewna, że akurat on zostałby sowicie wynagrodzony przez jej ojca. Gdyby tylko przeżył.
– Ale on był śmierciożercą, także działał chyba na innych prawach – dodała dziwnie pustym głosem, tak bardzo do niej niepodobnym. Zwykle jednak starała się napakować do swojego tonu mnóstwo uczuć, nawet tych nieprawdziwych. W sali zaległa na moment cisza, tak gęsta, że aż przeszkadzała Narcize, patrzącej teraz w jakiś nieokreślony punkt na ścianie.
– Zaklęcia i klątwy to dwa zupełnie inne pojęcia – odezwał się w końcu Gavin, dla odmiany głosem zupełnie spokojnym, bez choćby nutki sarkazmu. Zdziwiona Narcize zamrugała szybko, z powrotem patrząc na  mężczyznę. Przyglądała mu się tak dłuższą chwilę, próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek rozmawiali ze sobą bez masek obłudy i ironii, ale nie mogła sobie przypomnieć takiej sytuacji. Foulke uniósł brwi z niemym pytaniem, czy dziewczyna zamierza mu się tak przyglądać bez żadnej odpowiedzi i już w swoim stylu dodał:
– Jeśli będąc na piątym roku nie posiadasz tak elementarnej wiedzy w jednej z najistotniejszych dziedzin czarodziejskiego życia, może powinnaś się zastanowić czy warto w tym roku marnować czas egzaminatorów na SUMach?
Narcize posłała mu jeden z najsztuczniejszych uśmiechów jakie była w stanie wykrzesać i przesadnie uprzejmym tonem odpowiedziała:
– Machać różdżką potrafi każdy głupi, ja wole się skupiać na bardziej złożonych gałęziach magii, jak choćby na eliksirach, czy transmutacji, które przydają się w znacznie większym stopniu niż wiedza o różnicach między zaklęciem a klątwą.
– Może powinnaś się zastanowić nad różnicą między traceniem a zdobywaniem punktów dla swojego domu, bo przez swoją bezczelność zarobiłaś kolejne dziesięć ujemnych. Gratuluję i zapraszam do pracy, możesz mi wierzyć, że jeśli nie zaczniesz w końcu robić tego, co do ciebie należy, naprawdę przestanie być miło – uciął jakąkolwiek dalszą rozmowę, zmuszając tym samym naburmuszoną Narcize do tłumaczenia i przepisywania skomplikowanych formuł i instrukcji. Co jakiś czas wbijała uporczywe spojrzenie w nauczyciela, albo wzdychała ostentacyjnie, licząc na to, że w przypływie niepodobnych do niego, ludzkich uczuć, pozwoli jej wrócić do dormitorium. Jeszcze chętniej dotleniłaby się na dworze, ale wszędobylskie błoto zniechęcało do pieszych wędrówek po obrzeżach błoni. Zastanawiała się jak Gryfonom minął pierwszy trening Quidditcha i czy deszcz nie pokrzyżował za bardzo ich planów. Nie mogła się już doczekać pierwszego meczu, szczególnie, że jej dom będzie grać ze Slytherinem, a te pojedynki zawsze budzą najwięcej emocji. W zeszłym roku nawet chciała przyjść na nabór, ale ze względu na Turniej Trójmagiczny, rozgrywki były odwołane, za to tym razem, kiedy zwolniły się miejsca i mogła chociaż spróbować swoich sił, wszechogarniająca apatia i bezsilność nie pozwoliły jej stawić się na naborze.
Może w przyszłym roku...
– Nie mam bladego pojęcia czym właśnie jesteś zajęta, ale z całą pewnością nie swoją pracą. – Aż podskoczyła, kiedy z zamyśleń wyrwał ją głos profesora Foulke, stojącego tuż nad nią. Nie widziała nawet kiedy podniósł się z miejsca, żeby ocenić jakość wykonywanej przez nią czynności. Nie czekając na odpowiedź dziewczyny sięgnął po maleńką stertę, zapisywanych ostatnimi godzinami pergaminów, prześlizgując się wzrokiem po tekście, ale głównie licząc kartki. – Tylko tyle?
– Nie jestem maszyną – powiedziała, krzywiąc się i opierając na fotelu, żeby lepiej widzieć swojego rozmówcę. – Zresztą nad niektórymi zdaniami muszę się dłużej zastanawiać, bo mówiłam panu, że nie posługuję się na co dzień chorwackim. Moja matka pewnie potrafiłaby to przetłumaczyć bo nie dość, że była Chorwatką, to jeszcze Ślizgonką, ale...
– No to nie możesz do niej napisać?
– Czy za każdym razem musi mi pan przerywać? – warknęła wściekle, nim zdążyła ugryźć się w język. Foulke uniósł brwi do góry, a Narcize wykorzystała jego momentalne zaskoczenie, dodając:
– Nie mogę do niej napisać, bo nie żyje.
Chwilowa konsternacja wkradła się na twarz jej rozmówcy i zamiast odjąć jej punkty, jak chyba miał w zamiarze, powiedział tylko wypranym z emocji głosem:
– Przykro mi.
Najbardziej obojętne "przykro mi" na jakie był w stanie się wysilić. Kopljar jednak wzruszyła tylko ramionami.
– No to przynajmniej panu z naszej dwójki – dodała równie obojętnie, co on. Oczywiście nie raz zdarzało jej się zastanawiać, jak by to było, gdyby jej matka żyła, jak wyglądałoby jej – Narcize – dzieciństwo. No i przede wszystkim jaka była kobieta, która wydała ją na świat. Nie raz starała się zrozumieć, co nią kierowało przy wyborze życiowego partnera. Narcize nie uwierzyłaby, że uczucia. Przecież nie dało się pokochać kogoś tak bezwzględnego, jakim był jej ojciec.
A może jednak się dało?
Sama przecież mogła powiedzieć, że kocha dwa stworzenia, z którymi spędziła większość życia. Nie zastanawia się ile istnień zakończyli. Ilu niewinnych ludzi przestało oddychać za ich sprawą. Nie obchodzi jej to. Czy naprawdę jest aż tak różna od swojej matki?
Niedaleko pada jabłko od jabłoni – szepnął ten irytujący, wszędobylski głosik, gdzieś wewnątrz jej umysłu. Zamrugała szybko, z powrotem patrząc na swojego nauczyciela.
– Jest późno, nic dzisiaj nie jadłam, i w dodatku od samego rana siedzę z nosem w książkach, a – bez obrazy dla nikogo – nie nazywam się Granger. Mogę już iść?
Gavin przekrzywił lekko głowę, przyglądając jej się badawczo, zaś ona hardo wytrzymała to spojrzenie, wiedząc, że tylko zaciętość może zaprowadzić ją do wyjścia z tego gabinetu.
– Możesz – powiedział po dłuższej pauzie. – Ale przychodzisz tu codziennie od poniedziałku, o tej samej porze co dzisiaj. Im szybciej skończysz, tym lepiej dla ciebie. No i dla mnie przede wszystkim – dodał ironicznie. Narcize zaśmiała się pod nosem, podnosząc obolałe, od siedzenia w jednej pozycji, ciało z fotela.
– W takim razie mam nadzieję, że nie nastąpi to prędko – powiedziała tak nienaturalnie, że aż sama nie mogła ukryć uśmiechu rozbawienia. Foulke pokręcił tylko głową z lekkim politowaniem i machnął ręką, jakby strzepywał niewidzialny pyłek, z równie niewidzialnej powierzchni, na wysokości ramienia, czym dał znać dziewczynie, żeby zostawiła go w końcu w spokoju. Dwa razy nie trzeba jej było tego powtarzać. Nie wiadomo nawet kiedy leżała już w swoim dormitorium, przyglądając się baldachimowi łóżka. Podświadomość podpowiadała jej, że zaśnięcie nie jest najlepszym pomysłem i, mimo że głowa bolała ją niesamowicie od całodziennego przyglądania się drobnym drukom magicznych ksiąg, przez długi czas nie była w stanie oddać się w objęcia Morfeusza. Nieuniknione musiało jednak w końcu przyjść i od tej pory nawiedzało ją niemal każdej nocy. Szła szkolnym korytarzem, a drogę oświetlały jej jedynie płonące przy ścianach pochodnie. Nie spieszyła się, chociaż wiedziała, że musi dogonić idącą przed nią szatynkę. Dziewczyna jednak jakby jej nie zauważała, nie wiedziała jeszcze jakie zagrożenie na nią czeka. Jakie zagrożenie podąża kilka kroków za nią. Nie uciekała, a Narcize miała pewność, że nawet gdyby to zrobiła, i tak nie uchroniła by się przed śmiercią. Musiała umrzeć i to młoda Kopljar miała być jej katem. To już postanowione. Trzeba było tyko poczekać na odpowiedni moment – aż brązowowłosa dziewczyna zatrzyma się, gotowa na śmierć. Chorwatka musiała widzieć życie umykające wraz z jej ostatnim oddechem. I wtedy szatynka się odwracała, a Narcize mogła spojrzeć w jej zielone oczy. W swoje zielone oczy, wpatrujące się w puste, rozkrwawione oczodoły napastnika. Zaraz miała zginąć i to z własnej ręki. Spoglądała na ubrudzone bordową mazią ręce i z powrotem na samą siebie, uciekającą w popłochu przed przeznaczeniem, które i tak miało ją dopaść. I wtedy budziła się, dysząc ciężko i starając się po raz kolejny zrozumieć nienormalny sen, w którym grała obie pierwszoplanowe role. Bezskutecznie próbowała znaleźć w nim sens, i choć niemal co noc zachodziła coraz dalej, nie potrafiła odgadnąć czy koszmary zwiastują prawdziwe zagrożenie, czekające na nią. Miała nadzieję, że nadchodzący październik przyniesie odpowiedzi na nurtujące ją pytania.



******

Tak krótko w ramach zakończenia – przepraszam, że musieliście czekać tyle na nowy rozdział, ale zrobił się ze mnie ostatnio straszny pracoholik, więc nawet na naukę nie poświęcam za dużo czasu, nie mówiąc już o blogu. Będę się jednak starała pisać częściej, bo pomysłów jak na razie nie brakuje. Mam nadzieję, że zostaniecie i nadal będziecie komentować, bo to właśnie Wasze wpisy sprawiają, że chętniej siadam do tego opowiadania. Także pozdrawiam Was wszystkich, drodzy czytelnicy, i mam nadzieję, że z czasem pojawi się jeszcze więcej osób sięgających po tą historię.

20 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się Twój blog i styl pisania, życzę weny.
    Ocenę piszę i powoli kończę. Jeszcze został wygląd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ocenie nie będzie omówionego rozdziału ponieważ "Treść i gramatykę" skończyłam pisać.

      Usuń
    2. Cieszę się, że ci się podoba i niemniej, że już kończysz ocenę, bo zbieram się do modyfikacji szablonu, także tylko czekam, żeby nie być pierwszą w kolejce w żadnej z ocenialni.

      Usuń
    3. Ocena napisana ;)

      Usuń
  2. Witam, witam! Zdążyłam się za tym opowiadaniem stęsknić. Wbrew wszelkiej logice (i tak niewielkiej ilości postów) naprawdę polubiłam twoją bohaterkę. Niezwykle przypomina mi żywą osobę, którą znam z realnego świata. Twoją postać z moją znajomą łączy parę ciekawych kwestii: obydwie nie pochodzą z Polski, mają bardzo fascynujące nazwiska (których nie umiem poprawnie przeczytać, bo się na tym zbytnio nie znam) i wydają się całkiem urocze i interesujące. Szczerze mówiąc, gdyby Kopljar żyła, chciałabym móc z nią porozmawiać. Jest doskonale stworzoną postacią. Przyznaję, zazdroszczę ci jej. Moje bohaterki zawsze mają jakiś... defekt, przez co sama nie mogę ich do końca polubić.
    Zacznę od tego, że nie do końca wiem, co właściwie w tym rozdziale się stało. Mam na myśli tę dziwną "wizję" - bo chyba mogę tak to nazwać? Jak dotąd nie znalazłam lepszego określenia - oraz pokręcony sen. I jeszcze to słyszenie głosu w swojej głowie. Istne szaleństwo. Ale bardzo mi się podoba i liczę, że Kopljar wkopie się w więcej dziwacznych spraw. Chyba włączył mi się tryb sado-maso-niech-postać-zwariuje-będzie-zabawnie.
    Nieco tęsknię za Tomem. Dawno go tutaj nie było. I brak mi nieco większej ilości bohaterów drugo- i trzecioplanowych. No halo, w końcu to Hogwart, uczniowie, duchy, nauczyciele, gadające obrazy na każdym kroku! Można by umilić tę historię oraz dodać parę wątków trochę luźniej związanych z główną bohaterką. Masz duże pole do popisu.
    Gdybym miała oceniać ten rozdział, dałabym 9/10. Od razu mówię, za co odjęłabym punkt - interpunkcja nieco szwankuje. W paru miejscach aż miałam ochotę zazgrzytać zębami. Na przykład: "Narcize leżała na łóżku, a bębniący o szybę za jej uchem deszcz, nie pozwalał skupić się na wykonywanej od wielu godzin czynności." Drugi przecinek jest jak najbardziej zbędny. Życzę wiele weny, czasu na pisanie oraz chęci. I aby internet się ciebie trzymał.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Unatha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, uwielbiam takie długie komentarze, zacznę może od końca, bo dotknęłaś sprawy, która sprawiła mi ogromny problem: żeby cię nie okłamać, zmieniałam to zdanie chyba... z sześć razy, przy każdym podejściu do pisania rozdziału. Co najlepsze, niezależnie od tego jak bym nie przeredagowała, wyglądało tak samo kulawo, więc w końcu się poddałam. Dzięki za pomoc, już poprawiam.
      Co do tej "wizji" - w tej chwili nie da się jej zrozumieć, podobnie zresztą jak snu. Cały ten rozdział jest takim... wprowadzeniem do wątków, które zostaną rozgrzebane w najbliższym rozdziale. Przyznam, że jest to też taka zapchaj-dziura, bo nie lubię przeskakiwać z akcją w jednym rozdziale o zbyt duży okres czasu, a na gwałt potrzebowałam październik, żeby móc wprowadzić pewne sytuacje. Nie obiecuję, że po kolejnym rozdziale wszystko nagle stanie się jasne i przejrzyste - po prostu dam czytelnikowi możliwość do domysłów i ewentualnych własnych scenariuszy.
      Co do tych bohaterów dalszoplanowych masz sto procent racji. Zupełnie zaniedbałam tę część opowiadania i w gruncie rzeczy, dopóki nie zwróciłaś na to uwagi, jakoś nawet o tym nie myślałam. Teraz się poprawię, nie ma innej opcji.
      A co do głównej bohaterki - bardzo się cieszę, że ją polubiłaś i powiem ci szczerze, że też za nią przepadam. Akurat tworzenie w miarę kompletnej postaci przewodniej wzięło się od gry w PBFy potterowskie - kiedy przez parę miesięcy masz do dyspozycji tylko swoją, jedną bohaterkę, musisz sprawić by grało ci się nią jak najlepiej, bo inaczej zabijesz ją, nim zdążysz się do niej przyzwyczaić. Dlatego właśnie na bohaterów kładę największy nacisk, zaniedbując najwidoczniej wątki poboczne. Postaram się podciągnąć to drugie, żeby uatrakcyjnić opowiadanie.
      Dziękuję ci za komentarz i przede wszystkim za rady - wszystkie są dosłownie na wagę złota i postaram się do nich zastosować. Liczę, że kolejny rozdział cię nie zawiedzie.
      Również pozdrawiam

      Usuń
  3. Czekam na kolejny rozdział z rosnącą niecierpliwością. ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!
    Ja tu tylko na chwilę. Serdecznie informuję, że 5 kwietnia odbędą się skromne (za to już czwarte!), urodziny Shibuyi. W związku z tym przewidziana jest specjalna notka oraz konkurs, w którym autorzy zgłoszonych blogów będą mogli wygrać ocenę u danego oceniającego BEZ KOLEJKI. Zapraszam serdecznie w imieniu całej Załogi!

    Pozdrawiam! (www.Shiibuya.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czesc! Zgodnie z obietnica daje cynk: na mgnienie oka otworzylismy kolejke na Mackalni :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm. Ciekawią mnie dalsze losy twojej bohaterki. Ciekawi mnie także ten Foulke. Przypomina mi Severusa. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć! Twoja ocena ukazała się na http://pomackamy.blogspot.no/2014/05/0066-listy-niczyjeblogspotcom.html . Zapraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam wszystko z wielką ciekawością mam nadzieje że za niedługo pojawi się jakiś nowy rozdział bo wręcz nie mogę się doczekać dalszych losów bohaterki :) Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, z tej strony Lena z Ostrza Krytyki.

    Twój blog jest przeterminowany o parę miesięcy, będąc w wolnej kolejce. Jeżeli dalej oczekujesz oceny - prosiłabym, aby w przeciągu tygodnia napisać w podstronie "kolejka". Możesz wybrać inną oceniającą albo dalej być w wolnej kolejce.

    Jeżeli nie będzie odzewu - niestety blog będzie usunięty z kolejki.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Pojawi się tu coś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może i się pojawi jakoś niedługo, bądź co bądź cały czas o tym blogu myślę ;)

      Usuń
  11. Hej,
    Twój blog jest mocno przeterminowany. Czy nadal chcesz uzyskać ocenę? Jeśli nie doczekamy się odpowiedzi w ciągu tygodnia, będziemy zmuszone wystawić odmowę.
    Pozdrawiamy. (Shiibuya)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam! Z racji, że Phantom nie jest już oceniającą, proszę o umieszczenie informacji w zakładce "kolejka" czy nadal oczekujesz oceny, a jeśli tak, to prosimy o adnotację, do której oceniającej chciałabyś trafić. Pamiętaj, że Twój blog ma numerek, a to oznacza, że na pewno nie trafisz na koniec kolejki. Pozdrawiam!
    Mediate,
    http://o-pieprz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj, z tej strony Akira z Kompanii Przysięgłych. Chciałabym dowiedzieć się, czy jesteś nadal zainteresowana oceną swojego bloga.
    Liczę na szybką odpowiedź.
    Pozdrawiam ciepło,
    Akira

    www.kompania-przysieglych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam. Blog jest mocno przeterminowany. Czy mimo to oczekujesz nadal oceny? Na odpowiedź czekam do 20 grudnia.
    Pozdrawiam, Forfeit
    [niebieskim-piorem]

    OdpowiedzUsuń