Kolejne dni minęły pod znakiem
pracy, do której Narcize nie zdążyła się przyzwyczaić przez szesnaście lat
swojego życia. Nigdy szczególnie nie pasjonowała się nauką, chyba że jakieś
zagadnienie wyjątkowo ją zainteresowało. Teraz jednak wolała poświęcić jej
więcej czasu, bo zabierało to możliwość myślenia o pozostałych sprawach. Raz
przeszło jej nawet przez myśl, że jej ojciec mógłby wystąpić w brytyjskiej
kampanii czarodziejskiej: "Chęć do czarów wyniesiona z domu", w
której to eksperci starają się zachęcić rodziców do czytania swoim pociechom
bajek, a w późniejszym czasie udostępniania magicznych ksiąg dostosowanych do
wieku dziecka, które mają rozbudzić ich ciekawość i dać podłożę do nauki
przekazywanej w szkole. Już widziała nagłówki w Proroku: "Voldemort
poleca: wybij dziecku najbliższych – wyższe wyniki w szkole
gwarantowane!".
Jej uwagę przykuwała jednak
nowa nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią, która – zdaniem szesnastolatki –
zbyt zażarcie starała się wszystkim wmówić, że Czarny Pan wcale nie powrócił, a
Potter oszukuje wszystkich, żeby zrobić wokół siebie szum. Kopljar zastanawiała
się nawet czy przypadkiem Umbridge nie przybyła do szkoły z rozkazu jej ojca,
ale nie była jeszcze aż tak zdesperowana, żeby napisać do niego z pytaniem o
to. Zresztą i tak nie wiedziałaby jak to ująć, na wypadek przechwycenia listu
przez osoby trzecie (a ostatnio usłyszała coś podobnego w Pokoju Wspólnym), a
zresztą wątpiła, że doczekałaby się odpowiedzi. Poza tym, była pewna, że przed
pierwszym września nie widziała jej twarzy, a wiedziała, że gdyby tak się
stało, na pewno by ją zapamiętała. Narcize miała talent do zapamiętywania
szpetnych ludzi.
No i była jeszcze jedna rzecz,
która nie dawała dziewczynie spokoju. Chorwatka nie mogła się uwolnić od
tajemniczej Cassandry, która wciąż pojawiała się gdzieś w zakamarkach jej
umysłu, a zielonooka nie była nawet pewna, czy jest to tylko wspomnienie
tajemniczego głosu z Zakazanego Lasu, czy może nowe szepty, wciąż powtarzające
to imię. Czasem wydawały się takie prawdziwe, jakby tuż przy niej stała osoba
odpowiedzialna za te słowa. Po pewnym czasie doprowadzało ją to wręcz do szału,
więc postanowiła poświęcić jeden z wrześniowych wieczorów na poszukiwanie
jakichś informacji w bibliotece. Nie wiedziała tylko od czego zacząć – od
tajemniczych głosów pojawiających się znikąd w głowie? Wczesnych objawów
szaleństwa? A może coś pod hasłem "imię, o którym nie sposób
zapomnieć"? Ostatecznie zdecydowała się jednak na księgę "Najwięksi
czarodzieje wszech czasów" i parę innych pozycji z "Krótką historią
Hogwartu" na czele, i z tak pokaźną stertą książek, zaczęła rozglądać się
po ogromnym pomieszczeniu, w poszukiwaniu miejsca, gdzie w spokoju mogła
przestudiować wybrane przez siebie lektury. Doszła do wniosku, że może gdzieś
znajdzie wzmiankę o jakiejś Cassandrze, a nuż okaże się, że to ktoś ważny i uda
jej się znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienie całego tego zamieszania.
– Panno Kopljar, cóż za zbieg
okoliczności – usłyszała nieco szyderczy głos, tuż za swoimi plecami. W
pierwszym odruchu zamierzała go zignorować, nauczona doświadczeniem ostatnich
dni – zbyt wiele nieoczekiwanych głosów za uchem potrafi skutecznie znieczulić
ludzką percepcję. Ten jednak wydawał się bardzo znajomy, ze specyficznym
akcentem, w odczuciu Narcize jeszcze bardziej irlandzkim, niż te, słyszane na
co dzień. Odwróciła się więc na pięcie, wyjątkowo mając nadzieję, że akurat tym
razem to tylko jej omamy słuchowe. Myliła się. – Akurat kiedy miałem nadzieję
zobaczyć cię przed weekendem, co za niespodzianka – kontynuował profesor
Foulke, z typowym dla siebie uśmiechem, za którym musiały kryć się jakieś
paskudne plany.
– Równie nieoczekiwana jak
zobaczenie Ślizgona w bibliotece – odparła nim zdążyła ugryźć się w język.
Kiedy i tak było już za późno na cofnięcie swych słów, zaserwowała
nauczycielowi jeden ze swoich sztucznych uśmieszków i dodała szybko:
– W sensie tak ogólnie mówię,
żadnego tu nie widać. – Zrobiła jakiś dziwny ruch ręką, jakby starała się
wskazać nią na ławki, dla potwierdzenia słów, ale prędko musiała wrócić do
podtrzymywania wieży ksiąg. – Może mają jakąś alergię, albo nie wiem, jest
jakieś zaklęcie, niepozwalające na przejście przez drzwi osobom poniżej pewnego
poziomu inteligencji? – Wydawała się zaciekawiona swoimi własnymi słowami,
jakby rozważając, czy taka opcja jest możliwa.
Gavin udał niezwykle
rozbawionego słowami dziewczyny, zaśmiewając się krótko, choć w oczach można
było zauważyć zupełny chłód.
– Minus piętnaście punktów za
twoje niesamowite poczucie humoru – niemalże wyśpiewał, wciąż jakby rozbawionym
tonem, jednak po chwili spoważniał, a udawane rozbawienie rozpłynęło się w
mgnieniu oka. Dziewczyna, słysząc jego słowa zrobiła jakąś parodię smutnej
miny. – I drugie tyle za okłamanie mnie – dodał, czym zbił Chorwatkę z tropu.
Zupełnie zapomniała o tym incydencie, sprzed paru dni. Przy braku konsekwencji
następnego dnia, założyła, że sprawa przedawnia się, niczym zaległe
wypracowania u profesora Binnsa.
– Och... – wykrztusiła tylko,
będąc jeszcze w chwilowym szoku, jednak po chwili z powrotem przywdziała na
twarz maskę obłudy, demonstrując przerysowany smutek.
– I szlaban. Od jutra.
Codziennie. – Mówił, robiąc pauzę po każdym słowie i podziwiając zmieniający
się wyraz twarzy Gryfonki. Zaskoczenie, niedowierzanie, zbulwersowanie – w jej
mniemaniu została zupełnie niesłusznie ukarana, bo przecież nic wielkiego nie
zrobiła. Przez chwilę zamierzała zapytać jak długo potrwa jej kara, ale w porę
się opamiętała. O takie rzeczy lepiej pytać bez wcześniejszego szydzenia. Była
pewna, że teraz jej rozmówca był gotów wymyślić jakiś absurdalnie odległy
termin. Starała się zdusić poczucie ogromu niesprawiedliwości, jaki właśnie ją
dotknął, więc uśmiechnęła się, chociaż nie tak udanie jak zwykle, bo wciąż
widać było irytację z zaistniałej sytuacji.
– Cudownie, czy mogę już iść?
Wyraźnie zadowolony z efektu
swoich poczynań Foulke odwrócił się powoli, rzucając na odchodnym:
– Przyjdź na osiemnastą i dla
odmiany się nie spóźnij.
Narcize uśmiechnęła się
jeszcze szerzej, uprzejmiej i z jeszcze większą irytacją, po czym udała się w
przeciwnym, niż jej rozmówca, kierunku.
Parada sztuczności na dwóch
metrach sześciennych.
Odetchnęła jednak z ulgą
widząc znajomą twarz Krukona z ostatniej klasy, przy jednym ze stolików.
Ucieszyła się, że wreszcie nie będzie musiała niczego udawać.
– Wyobraź sobie, że właśnie
straciłam trzydzieści punktów, w zamian zyskując bezterminowy szlaban –
warknęła wściekle, niemal rzucając opasłe tomiska na blat. Chłopak, do którego
słowa skierowała Kopljar, uniósł brwi, widocznie zaskoczony tym nagłym
wybuchem. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że jest również poirytowany,
ale po chwili dochodziło się do wniosku, że taki ma po prostu wyraz twarzy.
Ciemne, krzaczaste brwi, mocno odznaczające się kości policzkowe i uwydatniona
szczęka upodabniały go do drapieżnika, z którym nie chce się mieć nic do
czynienia, a ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie i oczy w tym samym
kolorze, w których można było dostrzec czającą się gdzieś bezkompromisowość,
sprawiały, że Gary Mercer nigdy nie powinien narzekać na brak powodzenia.
Dodatkowo nie można mu było odmówić świetnego ciała, będącego konsekwencją
codziennego, porannego biegania i ćwiczeń, których Narcize w ogóle nie
potrafiła sklasyfikować jako sport, mimo, że w świecie mugoli były w tym nawet,
jak twierdził siedemnastolatek, międzynarodowe zawody. Ta dwójka miała
kompletnie odmienne poglądy w tym temacie – ona uważała, że jeśli nie szybujesz
nad ziemią jak ptak i nie narażasz się na śmiertelne urazy, to nie możesz
powiedzieć, że uprawiasz sport. On z kolei określał quidditch mianem
"populistycznej rozrywki dla mas", która nie rozwija, a jedynie
wywołuje niepotrzebną agresję. Mimo tego, oboje lubili przebywać w swoim towarzystwie,
choćby nawet mieli godzinami milczeć.
– Mi też miło cię widzieć –
odparł spokojnie chłopak, odkładając czytaną przed chwilą książkę. Rzucił tylko
okiem na te, przyniesione przez Chorwatkę. – Kto ci dał szlaban?
– Foulke, ten nowy od Zaklęć –
powiedziała, krzywiąc się nieznacznie. – Tak strasznie brakuje mi Flitwicka...
– Też żałuję, że go nie ma,
zmiana opiekuna domu nie jest niczym pozytywnym dla podopiecznych – mruknął
niepocieszony. Były nauczyciel zaklęć był naprawdę fair wobec wszystkich
uczniów i nie raz słyszała, że chętnie pomagał Krukonom, przychodzącym do niego
z różnymi problemami.
– Ale co, to Foulke jest teraz
waszym opiekunem?
– Nie, nie mógłby, przecież
był Ślizgonem – odpowiedział bardzo spokojnie Mercer, a Gryfonce zrobiło się
głupio, że przeoczyła taką oczywistość. Już od trzech lat, bardzo często łapała
się przy chłopaku na zadawaniu jakichś idiotycznych pytań czy braku wiedzy w
różnych dziedzinach. O wiele łatwiej przychodziło jej słuchanie drwin, które
zawsze mogła odparować, niż rzeczowe, pozbawione złośliwości wytknięcie jakichś
braków w jej rozumowaniu, nawet tych niewielkich i nieznaczących. – Profesor
Vector. Mam wrażenie, że stara się podwójnie, ale raczej nie jest w stanie
zastąpić Flitwicka.
– To ta od astronomii?
– Narcize, mamy naprawdę
wąskie grono pedagogiczne, nie potrafisz zapamiętać kilku nauczycieli? –
Westchnął ciężko. – Numerologia.
– Oj weź się, nigdy nie miałam
numerologii... astronomię zresztą pamiętam jak przez mgłę, więc mam prawo tego
nie wiedzieć. Ciekawe czemu odszedł... – dodała szybko, zamyślając się na
moment.
– Mówi się, że uciekł z
tonącego statku, ale ja w to nie wierzę – powiedział pewnie. – Po pierwsze nie
odwróciłby się od Dumbledore, to nie ten typ człowieka. Po drugie, od problemów
też by się nie odwrócił, o ile jakieś rzeczywiście są. A zakładając, że
dyrektor mówi prawdę, mogłyby powtórzyć się sytuacje z przeszłości, z
porwaniami czarodziejów – zamyślił się, wpatrując nieprzytomnie w niedawny stos
książek, teraz rozsypany po całym stole. Pokręcił za chwilę głową, jakby jednak
nie był do końca przekonany co do tej teorii. Albo po prostu miał nadzieję, że
jest nieprawdziwa.
– Więc wierzysz w powrót Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać?
– Nie zamierzam gdybać, Narcize.
Jeśli powrócił, to prędzej czy później się ujawni. Za dużo szkód zrobił w
przeszłości, za dużo miał planów i przede wszystkim za duża była jego władza,
żeby tak po prostu z tego zrezygnować – mówił, a dziewczyna słuchała go w
skupieniu. Niesamowitym było dla niej, że chłopak z mugolskiej rodziny miał
taką świadomość przeszłości czarodziejskiego świata. Była pewna, że sama nie
wie nawet cząstki tego, co on, a pochodziła przecież z czystokrwistej rodziny.
Była najlepszym przykładem obalającym światopogląd jej ojca. – A jeśli
skończysz szkołę i nadal nie będzie żadnych solidnych dowodów na jego powrót,
to przestań się tym zamartwiać i śmiej z tych, którzy do końca będą żyć w
strachu o następny dzień.
Kiedy zakończył Narcize
uśmiechnęła się bardzo słabo, ledwo zauważalnie, bo nie była w stanie nawet
przytaknąć.
Tyle jeśli chodzi o
nieudawanie niczego.
Jakoś nigdy nie myślała o tych
wszystkich ludziach obawiających się powrotu Czarnego Pana, mimo że stanowili
przecież znaczną większość społeczeństwa. Nie zastanawiała czemu czują aż taki
strach, chociaż jak każdy słyszała co działo się jeszcze przed jej urodzeniem.
Co będzie teraz z mugolakami? Spojrzała w oczy Gary'ego i po raz pierwszy
zaczęła się o niego martwić. Nie interesowało ją co będzie z nimi, nic dla niej
nie znaczyli. Ogół ludzi mogła z łatwością porównać do każdych innych zwierząt –
wszyscy z taką samą łatwością mogli stracić życie. Ale jej przyjaciele, i
przede wszystkim chłopak siedzący przed nią, mieli dla niej o wiele większą
wartość. Szczególnie kiedy przypomniała sobie ten feralny lipiec. To właśnie
Mercer był pierwszą osobą, która wysłała jej list, po tym, jak Prorok Codzienny
opisał rzekomy wypadek jej chłopaka. Zapraszał ją do siebie, żeby nie była z
tym wszystkim sama, ale choć bardzo chciała, nie mogła pojechać, bojąc się, że
jej ojciec znajdzie również jego, a była pewna, że śmierci dwóch tak bliskich
osób nie była w stanie przeżyć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że skoro
zabicie kogoś, ukrywając się, jest dla niego taką łatwością, to co będzie,
kiedy wszyscy dowiedzą się o jego powrocie? Jak wtedy uda jej się ochronić tak
ważnych dla niej ludzi? Czuła, że jeszcze chwila i nie zdoła opanować histerii.
Wydawało się, że wyczuł to również jej towarzysz, bo zapytał:
– Narcize, w porządku?
Przestań myśleć, wyłącz
mózg, nie myśl, nie myśl...
– Po co ci te książki? – dodał
po chwili ciszy, jakby nagle bardzo go to zainteresowało.
Spokój.
Odetchnęła głęboko, sama
zwracając wzrok ku przytaszczonym księgom.
– To zabrzmi głupio, ale jest
taka dziewczyna, która nie daje mi spokoju – zaczęła powoli, ale widząc
uniesione brwi Gary'ego, kontynuowała już pewniejszym tonem, żeby jak
najszybciej wyrzucić z siebie słowa. – Ciągle mam wrażenie, że słyszę jej imię,
jakaś Cassandra, od paru dni – jeszcze bardziej niż zwykle – myślę, że
oszalałam, ciągle tylko Cassandra i Cassandra, już mam jej po dziurki w nosie i
w końcu stwierdziłam, że może to wcale nie jest jakieś przypadkowe dziewczę,
tylko ktoś istotny, kto teraz mnie nawiedza, może jestem opętana, czy coś,
Merlinie, nie wiem Gary...
– Uspokój się – zaśmiał się
pod nosem chłopak, bo jego koleżanka zaczynała mówić coraz szybciej,
zapominając chyba o oddechu, co teraz nadrabiała. – Więc słyszysz jakiś głos i –
znając jedynie imię – zamierzasz przeszukać kilka opasłych tomów, w
poszukiwaniu czegoś konkretnego, chociaż na dobrą sprawę wcale nie wiesz, czy
coś konkretnego w ogóle istnieje, mam rację?
– No a co innego mam robić?
– No nie wiem, może okaże się,
że jesteś wężousta, i jak Potter przed paroma laty, słyszysz pełzającego w
ścianach Bazyliszka?
Zaśmiała się bardzo nerwowo na
tę uwagę, ale szybko odrzuciła pomysł z gigantycznym wężem. Wiedziała, że
Wybraniec zabił go w drugiej klasie, a wątpiła, żeby jej ojciec jakimś cudem
ukrył gdzieś drugiego.
– A tak serio, masz dla mnie
jakieś rady?
– Z pewnością radzę ci odłożyć
Historię Hogwartu z powrotem na półkę. Nie pamiętam żadnego fragmentu o
jakiejkolwiek Cassandrze, a nawet jeśli jakaś była wspomniana, nie było to nic
interesującego, bo inaczej bym zapamiętał.
Skrzywiła się nieznacznie i
wzruszyła ramionami.
– Zawsze to coś...
– Tu nie
znajdziesz...
– Czemu nie? – zapytała
zdziwiona, patrząc z powrotem na chłopaka.
– Jak to czemu? Nie było i
już, którego fragmentu nie zrozumiałaś? – zdziwił się, nieco zirytowany
ignorancją dziewczyny.
– No po co mi mówisz, że tu
nie znajdę, o co ci chodzi?
– Nic takiego nie mówiłem –
odparł, teraz patrząc na nią zaniepokojony. Wiedział, że dziewczyna mocno
przeżyła śmierć swojego ukochanego, ale nie spodziewał się, że tak mocno
odciśnie się to na jej psychice. Zawsze miał ją za niesamowicie odporną na
wszystko i zahartowaną przez życie. Widocznie każdego można złamać. – Słuchaj
Narc, może przydałaby ci się jakaś pomoc, porozmawiałabyś z kimś w stylu...
magicznego psychologa?
– Czego? – warknęła, bo
chociaż nie wiedziała, o czym chłopak mówił, miała pewność, że sądził, iż
oszalała. Podniosła się energicznie z krzesła, zbierając w pośpiechu książki. –
Wiesz co? Nieważne, zapomnij, że w ogóle ci o tym powiedziałam – syknęła cicho,
wściekła, że przez jakieś idiotyzmy już nawet przyjaciele będą ją mieli za
szaleńca.
A może ja naprawdę
oszalałam?
Kiedy pierwszy raz przyjechała
do Hogwartu, wreszcie mogła poczuć się normalna. Przez tyle lat była wyszydzana
przez mugolskie dzieci, które uważały, że coś z nią jest nie tak, a tutaj
wreszcie poczuła się akceptowana. Nie chciała o tym myśleć, ale natłok
wspomnień samoistnie wlał się do jej głowy.
To było zanim jeszcze
rozpoczęła edukację. Na rozległej łące nieopodal jej domu odbywał się mugolski
festyn. Rekonstrukcje średniowiecznych bitew, rycerze na koniach i dziesiątki
dzieciaków pod opieką rodziców, biegające po całym terenie lub bawiące się w specjalnie
przygotowanym mini–zoo. Sielankowa atmosfera, która udzieliła się również małej
Narcize. Siedmio, może ośmioletnia dziewczynka zachwycona możliwością
uczestniczenia w takim wydarzeniu, w dodatku wolna od opiekunów, czających się
gdzieś w odległych zaroślach, okalającego łąkę lasu. Nigdy nie mogła bawić się
z dala od linii drzew, żeby w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, nie być
zdana na samą siebie. Tutaj jednak mogła choć na chwilę uwolnić się od czujnego
oka krwiożerczych stworzeń i poznać kawałek świata, przed którym tak usilnie ją
broniły. Podeszła do jednej z kóz w specjalnie wydzielonym dla najmłodszych
terenie z różnymi, niezbyt groźnymi zwierzętami. Kiedy ją głaskała, dostrzegła
chłopca, przyglądającego się jej z zainteresowaniem. Na oko byli w tym samym
wieku, miał krótkie blond włosy i duże zielone oczy, niemal tego samego
odcieniu co jej.
– Cześć – powiedziała do
niego, uśmiechając pewnie. Mieszkał gdzieś niedaleko niej, bo często widywała
go na placu zabaw, kiedy sama budowała zamki z piasku przy lesie. – Jestem
Narcize.
Rozejrzał się, nieco
przestraszony, ale nie zbliżył się do niej, jakby bojąc się, że się czymś
zarazi.
– Mama nie pozwala mi z tobą
rozmawiać – odpowiedział nieśmiało, po dłuższej pauzie, którą dziewczyna
wykorzystała na dalsze głaskanie zwierzęcia.
– Czemu? – zapytała zdziwiona,
odrywając się od wcześniejszego zajęcia i skupiając całą uwagę na jasnowłosym
chłopcu.
– Mówi, że mieszkasz w
opuszczonej chatce w lesie. I tam straszy. I jak będę niegrzeczny to mnie tam
zostawi – mówił, nadal wystraszony, wciąż nerwowo się rozglądając, jakby bał
się, że po rozmowie z dziewczyną, rodzice naprawdę wyślą go do jakiejś
nieznanej rudery w głębi lasu. – A kiedyś widziałem jak mówisz do węża. Mama
nie pozwala ich dotykać, bo są niebezpieczne...
– To nieprawda, one mnie
lubią... i wcale nie mieszkam w żadnej chatce, tylko w domu, normalnie.
– A skąd wiesz że cię lubią? –
zapytał zainteresowany, ale nadal niezbyt pewny siebie.
– Kiedyś jeden mi to
powiedział.
– Węże wcale nie mówią! – w
jego głosie można było wyczuć wręcz pretensje, jakby miał pewność, że Narcize
chce go oszukać.
– Właśnie, że do mnie mówią!
– Kłamiesz! Jesteś strasznie
dziwna – powiedział, patrząc na nią wręcz z obrzydzeniem. – Dlatego nikt cię
nie lubi... tylko te twoje głupie zwierzęta – dodał jeszcze i pobiegł,
prawdopodobnie w kierunku, z którego wcześniej przyszedł. To była jej pierwsza
i w zasadzie jedyna rozmowa w dzieciństwie z kimś w jej wieku i pewnie dlatego
tak bardzo zaważyła na jej życiu. Nigdy nie podchodziła już bliżej innych
dzieciaków, wolała towarzystwo Deathów. Zresztą niedługo po tym zdarzeniu sama
stała się jednym z nich. Jej psychika nie mogła widocznie dłużej znieść
odmienności, i nie licząc kilku nieprzyjemnych wypadków przy pierwszych przemianach,
było to najlepsze co ją w życiu spotkało. Od tamtej pory miała to poczucie, że
jest grupa do której przynależy – najpierw Darkness i Soffre, później
przyjaciele w Hogwarcie, a teraz? Znowu jest sama, bez kogoś, kto w stu
procentach ją zrozumie.
Usiadła w pustym jeszcze
dormitorium i po raz kolejny wyciągnęła pergamin i pióro.
Adam,
Nadal mi
Cie brakuje. Nigdy jeszcze nie byłam tak samotna, jak teraz. Nie ma już nikogo,
kto by mnie zrozumiał. Nawet przyjaciele prędzej czy później się ode mnie
odwrócą. Więc jednak oszalałam, a Ty mi nigdy nie odpiszesz. Chociaż wiem, że
zrobiłbyś to, gdybyś tylko mógł. Ty nigdy byś się ode mnie nie odwrócił. Daj mi
jakiś znak, jakikolwiek. Znak, że jednak nie jestem sama. Wciąż w Ciebie
wierzę, bo musi być jakiś sposób, żebyś wrócił. Po prostu musi.
Na zawsze
Twoja,
Narcize
Świetny rozdział. Podoba mi się, że w Twoim opowiadaniu Czarny Pan nie jest kochającym ojcem, a córka Narcize go nie znosi. No i tajemniczy Adam, w którym dziewczyna jest zakochana.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na następny rozdział i pozdrawiam.
Rozdział świetny! Żadko się spotykam z osobami, które potrafią w taki sposób opisać emocje ludzi :) Mam nadzieję, że niedługo Narcize spotka w końcu kogoś kto jej pomoże, bo jak tak dalej pójdzie to popełni samobójstwo :(
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nastepny rozdział:)
Życzę weny
~Kam
O tak, już niedługo znajdzie dobry "podtrzymywacz przy życiu". I to coś silniejszego od nadziei ;)
UsuńPozdrawiam
O mamuśku! List był taki piękny. pełen mocji i różnorakich uczuć. Nie mogę się doczekać szlabanu. Normalnie uwielbiam Gavina <3 Pisz, pisz i jeszcze raz pisz, ponieważ jak najszybciej chcę dowiedzieć się, co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Mops xx ^^
No mam nadzieję, że nie będziesz musiała długo czekać na nowy rozdział ;)
UsuńPozdrawiam również
Ahhh, no muszę przyznać że to wyjątkowo smaczny kąsek. Jak na razie bardzo wysoko stawiasz sobie poprzeczkę przez wspomonanie o wielu wątkach stopniowo je wyjaśniając. Myślę iż zarys Twojego cudeńka już teraz jest wyjątkowo okazały a co dopiero gdy zaczniesz go kolorować - w każdym razie nie zawiedź nas ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak w tej chwili jest na blogspocie ale za moich czasów (jeszcze na starym onecie - taka staruszka ze mnie) prosiło się o powiadomienia o nowych rozdziałach więc i teraz o to proszę - nachaju.chan@gmail.com
Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny choć chyba na razie jej nie potrzebujesz ;)
Dołożę wszelkich starań, żeby nie zaniżać poziomu - w końcu nikt nie lubi zawodzić czytelników ;)
UsuńOczywiście będę Cię informować na bieżąco.
Również pozdrawiam (i oby dodatkowa porcja weny jak najdłużej nie była mi potrzebna) ;)
Świetne opowiadanie. Swobodnie się je czyta :) Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie! Trafiłam na twojego bloga zupełnie przypadkiem, wpisując w Google frazę "blogspot córka Czarnego Pana", aby znaleźć coś, z czego mogę się pośmiać. Zamiast tego odnalazłam twojego bloga i od pierwszego zdania się w nim zauroczyłam. Jest naprawdę dopracowany, z dużą ilością wątków, retrospekcji, ciekawych postaci oraz przemyśleń bohaterki. Jedną z rzeczy, która podobają mi się najbardziej, jest lekka psychoza Narcize. Poza tym, cieszę się, że choć raz główna postać nie ma super duper mocy, nie strzela piorunami z palców, nie mieszka w krainie Elfów czy innych Wampiropodobnych et cetera.
OdpowiedzUsuńOd dziś zamierzam regularnie śledzić twoje opowiadanie. Zastanawiam się, czy istnieje możliwość, abyś powiadamiała mnie o kolejnych rozdziałach, na przykład przez gg albo Facebooka?
Pozdrawiam serdecznie,
Unatha
Przede wszystkim bardzo dziękuję za komentarz. Ostatnio nie miałam czasu, żeby przysiąść i dokończyć ledwo zaczęty rozdział, ale wiadomo - nowy czytelnik, nowa siła, że tak powiem. Co do Narcize to tak się właśnie starałam ją wykreować, żeby mi Mary Sue nie wyszła, bo jest to zabieg nader częsty we wszystkich tego typu opkach - stwierdziłam, że dziewczyna, która nie potrafi wyczarować poprawnego Lumos mając szesnaście lat, nawet w zestawieniu z animagią nie będzie przegięciem ;)
UsuńCo do powiadamiania, polecałabym mimo wszystko opcję "Obserwatorzy" po prawej stronie, ale jeśli zależy ci na powiadamianiu przez gg, to nie ma problemu, tylko podaj mi proszę numer.
Również pozdrawiam