sobota, 11 stycznia 2014

5. Bal maskowy


Kolejne dni minęły pod znakiem pracy, do której Narcize nie zdążyła się przyzwyczaić przez szesnaście lat swojego życia. Nigdy szczególnie nie pasjonowała się nauką, chyba że jakieś zagadnienie wyjątkowo ją zainteresowało. Teraz jednak wolała poświęcić jej więcej czasu, bo zabierało to możliwość myślenia o pozostałych sprawach. Raz przeszło jej nawet przez myśl, że jej ojciec mógłby wystąpić w brytyjskiej kampanii czarodziejskiej: "Chęć do czarów wyniesiona z domu", w której to eksperci starają się zachęcić rodziców do czytania swoim pociechom bajek, a w późniejszym czasie udostępniania magicznych ksiąg dostosowanych do wieku dziecka, które mają rozbudzić ich ciekawość i dać podłożę do nauki przekazywanej w szkole. Już widziała nagłówki w Proroku: "Voldemort poleca: wybij dziecku najbliższych – wyższe wyniki w szkole gwarantowane!".
Jej uwagę przykuwała jednak nowa nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią, która – zdaniem szesnastolatki – zbyt zażarcie starała się wszystkim wmówić, że Czarny Pan wcale nie powrócił, a Potter oszukuje wszystkich, żeby zrobić wokół siebie szum. Kopljar zastanawiała się nawet czy przypadkiem Umbridge nie przybyła do szkoły z rozkazu jej ojca, ale nie była jeszcze aż tak zdesperowana, żeby napisać do niego z pytaniem o to. Zresztą i tak nie wiedziałaby jak to ująć, na wypadek przechwycenia listu przez osoby trzecie (a ostatnio usłyszała coś podobnego w Pokoju Wspólnym), a zresztą wątpiła, że doczekałaby się odpowiedzi. Poza tym, była pewna, że przed pierwszym września nie widziała jej twarzy, a wiedziała, że gdyby tak się stało, na pewno by ją zapamiętała. Narcize miała talent do zapamiętywania szpetnych ludzi.
No i była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała dziewczynie spokoju. Chorwatka nie mogła się uwolnić od tajemniczej Cassandry, która wciąż pojawiała się gdzieś w zakamarkach jej umysłu, a zielonooka nie była nawet pewna, czy jest to tylko wspomnienie tajemniczego głosu z Zakazanego Lasu, czy może nowe szepty, wciąż powtarzające to imię. Czasem wydawały się takie prawdziwe, jakby tuż przy niej stała osoba odpowiedzialna za te słowa. Po pewnym czasie doprowadzało ją to wręcz do szału, więc postanowiła poświęcić jeden z wrześniowych wieczorów na poszukiwanie jakichś informacji w bibliotece. Nie wiedziała tylko od czego zacząć – od tajemniczych głosów pojawiających się znikąd w głowie? Wczesnych objawów szaleństwa? A może coś pod hasłem "imię, o którym nie sposób zapomnieć"? Ostatecznie zdecydowała się jednak na księgę "Najwięksi czarodzieje wszech czasów" i parę innych pozycji z "Krótką historią Hogwartu" na czele, i z tak pokaźną stertą książek, zaczęła rozglądać się po ogromnym pomieszczeniu, w poszukiwaniu miejsca, gdzie w spokoju mogła przestudiować wybrane przez siebie lektury. Doszła do wniosku, że może gdzieś znajdzie wzmiankę o jakiejś Cassandrze, a nuż okaże się, że to ktoś ważny i uda jej się znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienie całego tego zamieszania.
– Panno Kopljar, cóż za zbieg okoliczności – usłyszała nieco szyderczy głos, tuż za swoimi plecami. W pierwszym odruchu zamierzała go zignorować, nauczona doświadczeniem ostatnich dni – zbyt wiele nieoczekiwanych głosów za uchem potrafi skutecznie znieczulić ludzką percepcję. Ten jednak wydawał się bardzo znajomy, ze specyficznym akcentem, w odczuciu Narcize jeszcze bardziej irlandzkim, niż te, słyszane na co dzień. Odwróciła się więc na pięcie, wyjątkowo mając nadzieję, że akurat tym razem to tylko jej omamy słuchowe. Myliła się. – Akurat kiedy miałem nadzieję zobaczyć cię przed weekendem, co za niespodzianka – kontynuował profesor Foulke, z typowym dla siebie uśmiechem, za którym musiały kryć się jakieś paskudne plany.
– Równie nieoczekiwana jak zobaczenie Ślizgona w bibliotece – odparła nim zdążyła ugryźć się w język. Kiedy i tak było już za późno na cofnięcie swych słów, zaserwowała nauczycielowi jeden ze swoich sztucznych uśmieszków i dodała szybko:
– W sensie tak ogólnie mówię, żadnego tu nie widać. – Zrobiła jakiś dziwny ruch ręką, jakby starała się wskazać nią na ławki, dla potwierdzenia słów, ale prędko musiała wrócić do podtrzymywania wieży ksiąg. – Może mają jakąś alergię, albo nie wiem, jest jakieś zaklęcie, niepozwalające na przejście przez drzwi osobom poniżej pewnego poziomu inteligencji? – Wydawała się zaciekawiona swoimi własnymi słowami, jakby rozważając, czy taka opcja jest możliwa. 
Gavin udał niezwykle rozbawionego słowami dziewczyny, zaśmiewając się krótko, choć w oczach można było zauważyć zupełny chłód.
– Minus piętnaście punktów za twoje niesamowite poczucie humoru – niemalże wyśpiewał, wciąż jakby rozbawionym tonem, jednak po chwili spoważniał, a udawane rozbawienie rozpłynęło się w mgnieniu oka. Dziewczyna, słysząc jego słowa zrobiła jakąś parodię smutnej miny. – I drugie tyle za okłamanie mnie – dodał, czym zbił Chorwatkę z tropu. Zupełnie zapomniała o tym incydencie, sprzed paru dni. Przy braku konsekwencji następnego dnia, założyła, że sprawa przedawnia się, niczym zaległe wypracowania u profesora Binnsa.
– Och... – wykrztusiła tylko, będąc jeszcze w chwilowym szoku, jednak po chwili z powrotem przywdziała na twarz maskę obłudy, demonstrując przerysowany smutek.
– I szlaban. Od jutra. Codziennie. – Mówił, robiąc pauzę po każdym słowie i podziwiając zmieniający się wyraz twarzy Gryfonki. Zaskoczenie, niedowierzanie, zbulwersowanie – w jej mniemaniu została zupełnie niesłusznie ukarana, bo przecież nic wielkiego nie zrobiła. Przez chwilę zamierzała zapytać jak długo potrwa jej kara, ale w porę się opamiętała. O takie rzeczy lepiej pytać bez wcześniejszego szydzenia. Była pewna, że teraz jej rozmówca był gotów wymyślić jakiś absurdalnie odległy termin. Starała się zdusić poczucie ogromu niesprawiedliwości, jaki właśnie ją dotknął, więc uśmiechnęła się, chociaż nie tak udanie jak zwykle, bo wciąż widać było irytację z zaistniałej sytuacji.
– Cudownie, czy mogę już iść?
Wyraźnie zadowolony z efektu swoich poczynań Foulke odwrócił się powoli, rzucając na odchodnym:
– Przyjdź na osiemnastą i dla odmiany się nie spóźnij.
Narcize uśmiechnęła się jeszcze szerzej, uprzejmiej i z jeszcze większą irytacją, po czym udała się w przeciwnym, niż jej rozmówca, kierunku.
Parada sztuczności na dwóch metrach sześciennych.
Odetchnęła jednak z ulgą widząc znajomą twarz Krukona z ostatniej klasy, przy jednym ze stolików. Ucieszyła się, że wreszcie nie będzie musiała niczego udawać.
– Wyobraź sobie, że właśnie straciłam trzydzieści punktów, w zamian zyskując bezterminowy szlaban – warknęła wściekle, niemal rzucając opasłe tomiska na blat. Chłopak, do którego słowa skierowała Kopljar, uniósł brwi, widocznie zaskoczony tym nagłym wybuchem. Na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że jest również poirytowany, ale po chwili dochodziło się do wniosku, że taki ma po prostu wyraz twarzy. Ciemne, krzaczaste brwi, mocno odznaczające się kości policzkowe i uwydatniona szczęka upodabniały go do drapieżnika, z którym nie chce się mieć nic do czynienia, a ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie i oczy w tym samym kolorze, w których można było dostrzec czającą się gdzieś bezkompromisowość, sprawiały, że Gary Mercer nigdy nie powinien narzekać na brak powodzenia. Dodatkowo nie można mu było odmówić świetnego ciała, będącego konsekwencją codziennego, porannego biegania i ćwiczeń, których Narcize w ogóle nie potrafiła sklasyfikować jako sport, mimo, że w świecie mugoli były w tym nawet, jak twierdził siedemnastolatek, międzynarodowe zawody. Ta dwójka miała kompletnie odmienne poglądy w tym temacie – ona uważała, że jeśli nie szybujesz nad ziemią jak ptak i nie narażasz się na śmiertelne urazy, to nie możesz powiedzieć, że uprawiasz sport. On z kolei określał quidditch mianem "populistycznej rozrywki dla mas", która nie rozwija, a jedynie wywołuje niepotrzebną agresję. Mimo tego, oboje lubili przebywać w swoim towarzystwie, choćby nawet mieli godzinami milczeć.
– Mi też miło cię widzieć – odparł spokojnie chłopak, odkładając czytaną przed chwilą książkę. Rzucił tylko okiem na te, przyniesione przez Chorwatkę. – Kto ci dał szlaban?
– Foulke, ten nowy od Zaklęć – powiedziała, krzywiąc się nieznacznie. – Tak strasznie brakuje mi Flitwicka...
– Też żałuję, że go nie ma, zmiana opiekuna domu nie jest niczym pozytywnym dla podopiecznych – mruknął niepocieszony. Były nauczyciel zaklęć był naprawdę fair wobec wszystkich uczniów i nie raz słyszała, że chętnie pomagał Krukonom, przychodzącym do niego z różnymi problemami.
– Ale co, to Foulke jest teraz waszym opiekunem?
– Nie, nie mógłby, przecież był Ślizgonem – odpowiedział bardzo spokojnie Mercer, a Gryfonce zrobiło się głupio, że przeoczyła taką oczywistość. Już od trzech lat, bardzo często łapała się przy chłopaku na zadawaniu jakichś idiotycznych pytań czy braku wiedzy w różnych dziedzinach. O wiele łatwiej przychodziło jej słuchanie drwin, które zawsze mogła odparować, niż rzeczowe, pozbawione złośliwości wytknięcie jakichś braków w jej rozumowaniu, nawet tych niewielkich i nieznaczących. – Profesor Vector. Mam wrażenie, że stara się podwójnie, ale raczej nie jest w stanie zastąpić Flitwicka.
– To ta od astronomii?
– Narcize, mamy naprawdę wąskie grono pedagogiczne, nie potrafisz zapamiętać kilku nauczycieli? – Westchnął ciężko. – Numerologia.
– Oj weź się, nigdy nie miałam numerologii... astronomię zresztą pamiętam jak przez mgłę, więc mam prawo tego nie wiedzieć. Ciekawe czemu odszedł... – dodała szybko, zamyślając się na moment.
– Mówi się, że uciekł z tonącego statku, ale ja w to nie wierzę – powiedział pewnie. – Po pierwsze nie odwróciłby się od Dumbledore, to nie ten typ człowieka. Po drugie, od problemów też by się nie odwrócił, o ile jakieś rzeczywiście są. A zakładając, że dyrektor mówi prawdę, mogłyby powtórzyć się sytuacje z przeszłości, z porwaniami czarodziejów – zamyślił się, wpatrując nieprzytomnie w niedawny stos książek, teraz rozsypany po całym stole. Pokręcił za chwilę głową, jakby jednak nie był do końca przekonany co do tej teorii. Albo po prostu miał nadzieję, że jest nieprawdziwa.
– Więc wierzysz w powrót Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać?
– Nie zamierzam gdybać, Narcize. Jeśli powrócił, to prędzej czy później się ujawni. Za dużo szkód zrobił w przeszłości, za dużo miał planów i przede wszystkim za duża była jego władza, żeby tak po prostu z tego zrezygnować – mówił, a dziewczyna słuchała go w skupieniu. Niesamowitym było dla niej, że chłopak z mugolskiej rodziny miał taką świadomość przeszłości czarodziejskiego świata. Była pewna, że sama nie wie nawet cząstki tego, co on, a pochodziła przecież z czystokrwistej rodziny. Była najlepszym przykładem obalającym światopogląd jej ojca. – A jeśli skończysz szkołę i nadal nie będzie żadnych solidnych dowodów na jego powrót, to przestań się tym zamartwiać i śmiej z tych, którzy do końca będą żyć w strachu o następny dzień.
Kiedy zakończył Narcize uśmiechnęła się bardzo słabo, ledwo zauważalnie, bo nie była w stanie nawet przytaknąć.
Tyle jeśli chodzi o nieudawanie niczego.
Jakoś nigdy nie myślała o tych wszystkich ludziach obawiających się powrotu Czarnego Pana, mimo że stanowili przecież znaczną większość społeczeństwa. Nie zastanawiała czemu czują aż taki strach, chociaż jak każdy słyszała co działo się jeszcze przed jej urodzeniem. Co będzie teraz z mugolakami? Spojrzała w oczy Gary'ego i po raz pierwszy zaczęła się o niego martwić. Nie interesowało ją co będzie z nimi, nic dla niej nie znaczyli. Ogół ludzi mogła z łatwością porównać do każdych innych zwierząt – wszyscy z taką samą łatwością mogli stracić życie. Ale jej przyjaciele, i przede wszystkim chłopak siedzący przed nią, mieli dla niej o wiele większą wartość. Szczególnie kiedy przypomniała sobie ten feralny lipiec. To właśnie Mercer był pierwszą osobą, która wysłała jej list, po tym, jak Prorok Codzienny opisał rzekomy wypadek jej chłopaka. Zapraszał ją do siebie, żeby nie była z tym wszystkim sama, ale choć bardzo chciała, nie mogła pojechać, bojąc się, że jej ojciec znajdzie również jego, a była pewna, że śmierci dwóch tak bliskich osób nie była w stanie przeżyć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że skoro zabicie kogoś, ukrywając się, jest dla niego taką łatwością, to co będzie, kiedy wszyscy dowiedzą się o jego powrocie? Jak wtedy uda jej się ochronić tak ważnych dla niej ludzi? Czuła, że jeszcze chwila i nie zdoła opanować histerii. Wydawało się, że wyczuł to również jej towarzysz, bo zapytał:
– Narcize, w porządku?
Przestań myśleć, wyłącz mózg, nie myśl, nie myśl...
– Po co ci te książki? – dodał po chwili ciszy, jakby nagle bardzo go to zainteresowało.
Spokój.
Odetchnęła głęboko, sama zwracając wzrok ku przytaszczonym księgom.
– To zabrzmi głupio, ale jest taka dziewczyna, która nie daje mi spokoju – zaczęła powoli, ale widząc uniesione brwi Gary'ego, kontynuowała już pewniejszym tonem, żeby jak najszybciej wyrzucić z siebie słowa. – Ciągle mam wrażenie, że słyszę jej imię, jakaś Cassandra, od paru dni – jeszcze bardziej niż zwykle – myślę, że oszalałam, ciągle tylko Cassandra i Cassandra, już mam jej po dziurki w nosie i w końcu stwierdziłam, że może to wcale nie jest jakieś przypadkowe dziewczę, tylko ktoś istotny, kto teraz mnie nawiedza, może jestem opętana, czy coś, Merlinie, nie wiem Gary...
– Uspokój się – zaśmiał się pod nosem chłopak, bo jego koleżanka zaczynała mówić coraz szybciej, zapominając chyba o oddechu, co teraz nadrabiała. – Więc słyszysz jakiś głos i – znając jedynie imię – zamierzasz przeszukać kilka opasłych tomów, w poszukiwaniu czegoś konkretnego, chociaż na dobrą sprawę wcale nie wiesz, czy coś konkretnego w ogóle istnieje, mam rację?
– No a co innego mam robić?
– No nie wiem, może okaże się, że jesteś wężousta, i jak Potter przed paroma laty, słyszysz pełzającego w ścianach Bazyliszka?
Zaśmiała się bardzo nerwowo na tę uwagę, ale szybko odrzuciła pomysł z gigantycznym wężem. Wiedziała, że Wybraniec zabił go w drugiej klasie, a wątpiła, żeby jej ojciec jakimś cudem ukrył gdzieś drugiego.
– A tak serio, masz dla mnie jakieś rady?
– Z pewnością radzę ci odłożyć Historię Hogwartu z powrotem na półkę. Nie pamiętam żadnego fragmentu o jakiejkolwiek Cassandrze, a nawet jeśli jakaś była wspomniana, nie było to nic interesującego, bo inaczej bym zapamiętał.
Skrzywiła się nieznacznie i wzruszyła ramionami.
– Zawsze to coś...
– Tu nie znajdziesz... 
– Czemu nie? – zapytała zdziwiona, patrząc z powrotem na chłopaka.
– Jak to czemu? Nie było i już, którego fragmentu nie zrozumiałaś? – zdziwił się, nieco zirytowany ignorancją dziewczyny.
– No po co mi mówisz, że tu nie znajdę, o co ci chodzi?
– Nic takiego nie mówiłem – odparł, teraz patrząc na nią zaniepokojony. Wiedział, że dziewczyna mocno przeżyła śmierć swojego ukochanego, ale nie spodziewał się, że tak mocno odciśnie się to na jej psychice. Zawsze miał ją za niesamowicie odporną na wszystko i zahartowaną przez życie. Widocznie każdego można złamać. – Słuchaj Narc, może przydałaby ci się jakaś pomoc, porozmawiałabyś z kimś w stylu... magicznego psychologa?
– Czego? – warknęła, bo chociaż nie wiedziała, o czym chłopak mówił, miała pewność, że sądził, iż oszalała. Podniosła się energicznie z krzesła, zbierając w pośpiechu książki. – Wiesz co? Nieważne, zapomnij, że w ogóle ci o tym powiedziałam – syknęła cicho, wściekła, że przez jakieś idiotyzmy już nawet przyjaciele będą ją mieli za szaleńca.
A może ja naprawdę oszalałam?
Kiedy pierwszy raz przyjechała do Hogwartu, wreszcie mogła poczuć się normalna. Przez tyle lat była wyszydzana przez mugolskie dzieci, które uważały, że coś z nią jest nie tak, a tutaj wreszcie poczuła się akceptowana. Nie chciała o tym myśleć, ale natłok wspomnień samoistnie wlał się do jej głowy.
To było zanim jeszcze rozpoczęła edukację. Na rozległej łące nieopodal jej domu odbywał się mugolski festyn. Rekonstrukcje średniowiecznych bitew, rycerze na koniach i dziesiątki dzieciaków pod opieką rodziców, biegające po całym terenie lub bawiące się w specjalnie przygotowanym mini–zoo. Sielankowa atmosfera, która udzieliła się również małej Narcize. Siedmio, może ośmioletnia dziewczynka zachwycona możliwością uczestniczenia w takim wydarzeniu, w dodatku wolna od opiekunów, czających się gdzieś w odległych zaroślach, okalającego łąkę lasu. Nigdy nie mogła bawić się z dala od linii drzew, żeby w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, nie być zdana na samą siebie. Tutaj jednak mogła choć na chwilę uwolnić się od czujnego oka krwiożerczych stworzeń i poznać kawałek świata, przed którym tak usilnie ją broniły. Podeszła do jednej z kóz w specjalnie wydzielonym dla najmłodszych terenie z różnymi, niezbyt groźnymi zwierzętami. Kiedy ją głaskała, dostrzegła chłopca, przyglądającego się jej z zainteresowaniem. Na oko byli w tym samym wieku, miał krótkie blond włosy i duże zielone oczy, niemal tego samego odcieniu co jej.
– Cześć – powiedziała do niego, uśmiechając pewnie. Mieszkał gdzieś niedaleko niej, bo często widywała go na placu zabaw, kiedy sama budowała zamki z piasku przy lesie. – Jestem Narcize.
Rozejrzał się, nieco przestraszony, ale nie zbliżył się do niej, jakby bojąc się, że się czymś zarazi.
– Mama nie pozwala mi z tobą rozmawiać – odpowiedział nieśmiało, po dłuższej pauzie, którą dziewczyna wykorzystała na dalsze głaskanie zwierzęcia.
– Czemu? – zapytała zdziwiona, odrywając się od wcześniejszego zajęcia i skupiając całą uwagę na jasnowłosym chłopcu.
– Mówi, że mieszkasz w opuszczonej chatce w lesie. I tam straszy. I jak będę niegrzeczny to mnie tam zostawi – mówił, nadal wystraszony, wciąż nerwowo się rozglądając, jakby bał się, że po rozmowie z dziewczyną, rodzice naprawdę wyślą go do jakiejś nieznanej rudery w głębi lasu. – A kiedyś widziałem jak mówisz do węża. Mama nie pozwala ich dotykać, bo są niebezpieczne...
– To nieprawda, one mnie lubią... i wcale nie mieszkam w żadnej chatce, tylko w domu, normalnie.
– A skąd wiesz że cię lubią? – zapytał zainteresowany, ale nadal niezbyt pewny siebie.
– Kiedyś jeden mi to powiedział.
– Węże wcale nie mówią! – w jego głosie można było wyczuć wręcz pretensje, jakby miał pewność, że Narcize chce go oszukać.
– Właśnie, że do mnie mówią!
– Kłamiesz! Jesteś strasznie dziwna – powiedział, patrząc na nią wręcz z obrzydzeniem. – Dlatego nikt cię nie lubi... tylko te twoje głupie zwierzęta – dodał jeszcze i pobiegł, prawdopodobnie w kierunku, z którego wcześniej przyszedł. To była jej pierwsza i w zasadzie jedyna rozmowa w dzieciństwie z kimś w jej wieku i pewnie dlatego tak bardzo zaważyła na jej życiu. Nigdy nie podchodziła już bliżej innych dzieciaków, wolała towarzystwo Deathów. Zresztą niedługo po tym zdarzeniu sama stała się jednym z nich. Jej psychika nie mogła widocznie dłużej znieść odmienności, i nie licząc kilku nieprzyjemnych wypadków przy pierwszych przemianach, było to najlepsze co ją w życiu spotkało. Od tamtej pory miała to poczucie, że jest grupa do której przynależy – najpierw Darkness i Soffre, później przyjaciele w Hogwarcie, a teraz? Znowu jest sama, bez kogoś, kto w stu procentach ją zrozumie.
Usiadła w pustym jeszcze dormitorium i po raz kolejny wyciągnęła pergamin i pióro.

Adam,
Nadal mi Cie brakuje. Nigdy jeszcze nie byłam tak samotna, jak teraz. Nie ma już nikogo, kto by mnie zrozumiał. Nawet przyjaciele prędzej czy później się ode mnie odwrócą. Więc jednak oszalałam, a Ty mi nigdy nie odpiszesz. Chociaż wiem, że zrobiłbyś to, gdybyś tylko mógł. Ty nigdy byś się ode mnie nie odwrócił. Daj mi jakiś znak, jakikolwiek. Znak, że jednak nie jestem sama. Wciąż w Ciebie wierzę, bo musi być jakiś sposób, żebyś wrócił. Po prostu musi. 
Na zawsze Twoja, 
Narcize


10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Podoba mi się, że w Twoim opowiadaniu Czarny Pan nie jest kochającym ojcem, a córka Narcize go nie znosi. No i tajemniczy Adam, w którym dziewczyna jest zakochana.
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Żadko się spotykam z osobami, które potrafią w taki sposób opisać emocje ludzi :) Mam nadzieję, że niedługo Narcize spotka w końcu kogoś kto jej pomoże, bo jak tak dalej pójdzie to popełni samobójstwo :(
    Czekam z niecierpliwością na nastepny rozdział:)
    Życzę weny
    ~Kam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, już niedługo znajdzie dobry "podtrzymywacz przy życiu". I to coś silniejszego od nadziei ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. O mamuśku! List był taki piękny. pełen mocji i różnorakich uczuć. Nie mogę się doczekać szlabanu. Normalnie uwielbiam Gavina <3 Pisz, pisz i jeszcze raz pisz, ponieważ jak najszybciej chcę dowiedzieć się, co będzie dalej :D
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Mops xx ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam nadzieję, że nie będziesz musiała długo czekać na nowy rozdział ;)
      Pozdrawiam również

      Usuń
  4. Ahhh, no muszę przyznać że to wyjątkowo smaczny kąsek. Jak na razie bardzo wysoko stawiasz sobie poprzeczkę przez wspomonanie o wielu wątkach stopniowo je wyjaśniając. Myślę iż zarys Twojego cudeńka już teraz jest wyjątkowo okazały a co dopiero gdy zaczniesz go kolorować - w każdym razie nie zawiedź nas ;)
    Nie wiem jak w tej chwili jest na blogspocie ale za moich czasów (jeszcze na starym onecie - taka staruszka ze mnie) prosiło się o powiadomienia o nowych rozdziałach więc i teraz o to proszę - nachaju.chan@gmail.com
    Pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny choć chyba na razie jej nie potrzebujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołożę wszelkich starań, żeby nie zaniżać poziomu - w końcu nikt nie lubi zawodzić czytelników ;)
      Oczywiście będę Cię informować na bieżąco.
      Również pozdrawiam (i oby dodatkowa porcja weny jak najdłużej nie była mi potrzebna) ;)

      Usuń
  5. Świetne opowiadanie. Swobodnie się je czyta :) Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie! Trafiłam na twojego bloga zupełnie przypadkiem, wpisując w Google frazę "blogspot córka Czarnego Pana", aby znaleźć coś, z czego mogę się pośmiać. Zamiast tego odnalazłam twojego bloga i od pierwszego zdania się w nim zauroczyłam. Jest naprawdę dopracowany, z dużą ilością wątków, retrospekcji, ciekawych postaci oraz przemyśleń bohaterki. Jedną z rzeczy, która podobają mi się najbardziej, jest lekka psychoza Narcize. Poza tym, cieszę się, że choć raz główna postać nie ma super duper mocy, nie strzela piorunami z palców, nie mieszka w krainie Elfów czy innych Wampiropodobnych et cetera.
    Od dziś zamierzam regularnie śledzić twoje opowiadanie. Zastanawiam się, czy istnieje możliwość, abyś powiadamiała mnie o kolejnych rozdziałach, na przykład przez gg albo Facebooka?
    Pozdrawiam serdecznie,
    Unatha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim bardzo dziękuję za komentarz. Ostatnio nie miałam czasu, żeby przysiąść i dokończyć ledwo zaczęty rozdział, ale wiadomo - nowy czytelnik, nowa siła, że tak powiem. Co do Narcize to tak się właśnie starałam ją wykreować, żeby mi Mary Sue nie wyszła, bo jest to zabieg nader częsty we wszystkich tego typu opkach - stwierdziłam, że dziewczyna, która nie potrafi wyczarować poprawnego Lumos mając szesnaście lat, nawet w zestawieniu z animagią nie będzie przegięciem ;)
      Co do powiadamiania, polecałabym mimo wszystko opcję "Obserwatorzy" po prawej stronie, ale jeśli zależy ci na powiadamianiu przez gg, to nie ma problemu, tylko podaj mi proszę numer.
      Również pozdrawiam

      Usuń